Strony

"Albowiem to, co raz zostało zobaczone, nigdy już nie powróci do chaosu." Vladimir Nabokov
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sahara. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sahara. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 lutego 2013

Sahara na pulpicie.

Nie będę czarować, dużo czasu spędzam przed komputerem. Cóż, lubię to i ważny jest dla mnie wygląd tła pulpitu, tapety, wallpaper'a czy jak kto woli background'a. To taki dodatkowy obraz w moim pokoju. Staram się żeby pulpit nie był zbytnio zaśmiecony i dawał na siebie z przyjemnością popatrzeć. Dobrym pomysłem są kalendarze, zawsze gdzieś umieszczone pod ręką. 

Kilka dni temu pomyślałam sobie, a jak by tak zrobić własną tapetę, ze swoich zdjęć i dodać kalendarz? A może ktoś z Was chciałby też z takiej tapety skorzystać?



Pomyślałam i zrobiłam. Na pierwszy rzut - Sahara, a konkretnie Biała Pustynia. Jeszcze można skorzystać z kalendarza na luty. Zapraszam więc do pobierania. Sprawdziłam w statystyce trzy najczęściej pojawiające się rozdzielczości i takie wykonałam. Pliki wrzuciłam na swoje konto na Deviantarcie.

Żeby je najprościej pobrać, wystarczy kliknąć na poniższy link w odpowiedniej dla Was rozdzielczości:

1024x768
1280x800
1920x1080

zapisać zdjęcie na swoim komputerze, kliknąć w miniaturę prawym przyciskiem myszy i wybrać opcję: ustaw jako tło pulpitu. Instrukcja oczywiście dla osób, które jeszcze nie zmieniało swojego tła na pulpicie.

Nie wiem czy to dobry pomysł, a jak Wy sądzicie? Może jakieś zdjęcie z tych, które wam pokazałam, chcielibyście mieć na swoim komputerze jako tapetę na pulpicie? Jakieś kandydatury na miss czy mistera marca? :) A może jeszcze inna rozdzielczość? Napiszcie :)

wtorek, 15 stycznia 2013

Jak zepsułam swoje dziecko.

Moje młodsze dziecię było w zeszłym roku na wycieczce szkolnej w Berlinie. Bardzo się cieszyło i na tę okazję czekało. Po powrocie telefonuje do domu i oświadcza stanowczym głosem:
- Mamo, zepsułaś mnie.
- ... ? Jak to zepsułam?
- Bo ja nie potrafię jeździć z wycieczkami. To nie to samo. Wolałabym zwiedzać ten Berlin po swojemu. 
(tak to mniej więcej brzmiało)

 Tak oto wygląda zepsute dziecko po zakupieniu w Goreme islamskiego katechizmu w języku angielskim

wtorek, 11 stycznia 2011

Foto wspominki z Egiptu i nie tylko, oraz nowe malutkie szczęście :)

Kochani, dziś nietypowo. Nawet się nie spodziewałam, że taki temat zagości tak szybko na moim blogu :)
Proszę Państwa mam zaszczyt przedstawić Jedenaście Centymetrów Szczęścia mojego syna :)

Prawdopodobnie chłopiec :) A ja? Zostanę bardzo młodą babcią ;)
Pod choinką dostałam książkę właśnie od Sebastiana - Babcia w Afryce i oraz Babcia w pustyni i w puszczy :) (Podróżnicze, bardzo polecam) To teraz czas chyba ruszać do Afryki :) Przynajmniej tam szkoły się buduje a nie zamyka jak w moim miasteczku ;)

Będzie komu pokazywać świat i zarażać niegasnącą ciekawością :)
Pokazywać na przykład taki świat :)


















poniedziałek, 10 stycznia 2011

Foto wspominki z Egiptu. Trochę słońca dla otuchy :)

Niedawno wróciłam do domu. Zbierałyśmy z koleżanką nauczycielką i jedną z mam naszych uczniów podpisy przeciw likwidacji szkół. Taka noworoczna, niespodziewana kolęda. Całe miasto zbiera. Ludzie zaskoczeni tym co się szykuje, z chęcią składają podpisy. Wszyscy są w szoku. Zwłaszcza likwidacją naszej szkoły z oddziałami integracyjnymi, gdzie świetnie funkcjonują wśród całej społeczności szkolnej dzieci z upośledzeniami. Co w zamian proponują władze. Stłoczenie w jednym gimnazjum bez takowych oddziałów. Oszczędności prawie żadne i tylko smutek, że tak można i że dobro dzieci jest jedną z ostatnich rzeczy, które się u nas bierze pod uwagę. Zmęczona jestem po tych ostatnich dniach, nie daję się grypie, która dopadła już Ines. Może się uda. Trzeba walczyć do końca.

A dla poprawienia nastroju i odprężenia kilka zdjęć wspomnieniowych. Obiecuję powrót do normalniejszych relacji wkrótce. Teraz pierwszeństwo mają szkoły :)

Ileż bym dała, żeby teraz usiąść sobie spokojnie, nie martwiąc się o przyszłość, pod liśćmi palm, w cieple, i nawet niechby sobie tam te moskity żarły :)


Albo pozwolić się unosić wodzie bez ruchu w ciszy...


Zagubić się gdzieś na bezdrożach...


... pełnej białych bezów pustyni...


albo dosiąść konika czystej krwii...


... by zdążyć na zachód słońca na Nilu...


i rejs feluką.


A wszystko to najlepiej przy kawałku dobrej muzyki.



sobota, 11 grudnia 2010

Ciepłe wspomnienia na bolące gardło

Dopadła mnie grypa, albo przemęczenie. Pewnie jedno z drugim pospołu. Bolące gardło, chrypka, ogólna niemożność i niechciejstwo. Pomiędzy zakupami, kucharzeniem, sprzątaniem, "pracą z pracy", staram się troszkę poleżeć, poczytać, po rozpieszczać się książkami od Mikołaja. Książki to mój wielki nałóg i już nie mogę się doczekać Wigilii by rozdzielić między swoją rodzinkę całą szafkę książek - prezentów. Ciesze się, że moje dzieci również kochają czytać, choć to droga przyjemność. Aż strach pomyśleć, co będzie po nowym roku, gdy wejdzie większy wat na książki. Zrobiłam więc zapasy teraz :) I ostatnimi czasy żyję sobie tak podwójnie, życiem swoim i tym pisanym. A nawet kilkakrotnie, bo w książce którą czytam, "Chicago" Ala al-Aswani, bohaterów jest kilku. Świetna lektura. Polecam. Choć tak naprawdę nie o Chicago, może raczej pośrednio - tak naprawdę o tym, że choć Egipcjanie żyją tak daleko, to trudno im oderwać się od własnych korzeni, tradycji, kultury, przestać tęsknić za krajem, wrosnąć w nowy grunt. I stąd może moje wspomnienie ciepła, poczucia wolności, szczęścia jakie zaznałam, gdy wędrowałyśmy przez czterdzieści dni drogami i bezdrożami Egiptu. Dalej poznaję ten kraj, między innymi z kart książek, ze słów Ala al Aswani, Naguiba Mahfuza. Poznaję kraj tak daleki od reklamowanego w folderach turystycznych, ale nie mniej interesujący, czasem pełen bólu, tęsknoty... I karmi się tym moja dusza nomady, i marzy, i żąda zaspokojenia swojego głodu wędrówki... Bo wędrowanie to mój kolejny nałóg. Po mniejszym lub większym podróżowaniu, gdy mija kilka zaledwie miesięcy, ogarnia mnie pragnienie wyruszenia w kolejną drogę, wielki i nie cichnący. Karmię się wówczas relacjami z podróży innych ludzi, otaczam się przewodnikami, planuję, czekam... I myślę, o tym co już widziałam, przeżyłam, że warte było każdych pieniędzy, kredytów, szaleństw. Nie ważne, że nie kupione nowe meble, nie odnowione mieszkanie, niekupione torebki, buty, ciuchy, będzie za to kolejny wyjazd i kolejne wędrowanie - insh Allah, jak Bóg pozwoli. I widzę, że w Ines również kiełkuje taki nomada, i słyszy zew nieodkrytych lądów, albo czuje chęć dokładniejszego odkrycia tych już poznanych. Warto było i mam nadzieję, że warto jeszcze będzie...

Kair








Aleksandria






Daraw


Na Nilu


Sahara






I na koniec świetny filmik znaleziony w sieci.

Zapraszam do marzeń, zapraszam do wędrowania :)



sobota, 14 sierpnia 2010

Konkurs na Fotostory.

Dziś rano natknęłam się na konkurs Fotostory, pomyślałam, czemu nie spróbować :) Historia z wakacji. Pierwsza myśl - Sahara. Dramat - bo tylko można umieścić  cztery zdjęcia. Wybrałam, może mogłam lepsze, ale nich tam :) Jeśli będziecie chcieli zagłosować - będę bardzo wdzięczna :) - To jest moja galeria

To okazja do powrotu do zdjęć z Sahary. Ileż bym dała by się tam znaleźć, z dala od wszelkich swoich problemów...



środa, 21 kwietnia 2010

Egipt. Sahara. Ostatnie rzeczy...

- ostatnie spojrzenie na wielki bezkres,
- ostatnia jazda po bezdrożach,
- ostatnie obozowisko i rozpalanie żywego ognia,
- ostatni zachód słońca na pustyni,
- ostatni pyszny posiłek jedzony pod gwiazdami,
- ostatni widok tak rozgwieżdżonego nieba,
- ostatnie spotkanie z pustynnymi dobrymi duszkami - fenkami i ich ostatnie karmienie,
- ostatnie rytmy bębenka porwane przez echo i powtarzane, powtarzane...
- ostatnie ślady moich bosych stóp na dziewiczym piasku,
- ostatni poranek i widok spokojnie śpiącego na piaskach Sahary mojego dziecka,
- ostatnie chwile samotnego rozmyślania, zanim wszyscy się obudzą,
- ostatnie zapiski piórem pośród księżycowego krajobrazu,
- ostatni zachwyt nad tym wyjątkowym miejscem otoczonym białą bezową pianką,
- ostatnie spojrzenie na Kryształową Górę,
- ostatnia droga do Bahariji,
- ostatnie chwile w Eden Garden Camp...
Przed nami długa droga do Oazy Siwa...














Dodam, że lisek Fenek był stworzonkiem sprytnym. Przychodził do stołu i ściągał kosteczki wszystkie z talerza na ziemię, po czym zamierzał brać po jednej i odchodzić na bok w celu konsumpcji. Ja byłam stworzeniem przekornym, i gdy odchodził, zbierałam ściągnięte kosteczki i kładłam z powrotem na talerz. Po czym lisek wracał i zabawa zaczynała się od początku :) Na usprawiedliwienie dodam, że chciałam go troszkę przytrzymać przy stole do zdjęcia, zwłaszcza, że było bardzo ciemno :)












poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Egipt. Sahara. Dzika wersja Białej Pustyni

Ostatnie chwile w Farafra, ostatnia kąpiel w gorącym źródle. Chowamy się po buszu z Ines żeby się przebrać, a za nami łazi jakiś chłopaczek, przyszedł z wioski i zapewne chciałby sprawdzić czy tak samo białe jesteśmy pod ubraniem. My dwa kroki w busz, on za nami. I udaje, że nie rozumie iż go przepędzamy. Przypomina mi się sławne "szu!" Karen Blixen :) On nie daje za wygrana, to ja idę po pomoc tłumacza, trudno. Mohamed w końcu wyjaśnia mu powód dla którego nie bardzo chcemy być oglądane. Zostajemy same. I rozkoszujemy się przyjemnym źródełkiem. Później posiłek, i w drogę. By zdążyć przed zachodem słońca w nowe miejsce. Tym razem popełniamy przestępstwo. Przejeżdżamy przez strzeżony teren wojskowy. Nikt tam nie jeździ, ale chłopacy, jak to chłopacy. Na przekór, nikt nie będzie przecież beduinom zamykał dróg, ani zakazywał wędrowania. Zbuntowani, młodzi, gniewni. Na napotkanych posterunkach, zawsze pozostawiamy trochę jedzenia, papierosów, herbaty. Taki zwyczaj, podzielić się z żołnierzami. Mohamed, który ma wojsko za sobą opowiada, że to nie jest sielanka. Młodzi żołnierze najczęściej chodzą głodni, mundury muszą im pomagać kupować rodziny, są biedni, a służba trwa 3 lata. Przejeżdżamy płaską przestrzeń Sahary, asfaltowe drogi tylko do użytku armii, po których mało kto jeździ. Ba! Ale jakie drogi! Na miarę naszych autostrad. I widzę, że nasi Egipcjanie, mają pietra, przekraczając ten teren. Jedziemy szybko i w ciszy, oczy Mohameda zdaję się być dookoła głowy. Ale ponoć warto ryzykować a innej drogi TAM nie ma. I po paru godzinach jazdy zgadzam się z nimi absolutnie. Nieskażone, nie zdeptane piękno pustyni pełnej śnieżnobiałych formacji, może nie tak spektakularnych, ale nie wiem czy w sumie nie piękniejszych krajobrazów. Żadnych śladów człowieka, jedynie kół naszego samochodu. Tak, warto było zaryzykować. Przystanek na płaskim wierzchołku skałki. Pamiątkowe zdjęcia. Mój lęk wysokości, i balansowanie pozostałej trójki młodzieży nad krawędzią urwiska. A ponad nami i wokół nas cisza, niezmącona cisza, i świadomość, że jesteśmy zupełnie sami. Całkowite odludzie.


















LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...