Dziś wieczorem fragment "mojej drogi", takiej bardziej codziennej. Portrety uczniów na szkolnym przedstawieniu, zrobione w tym tygodniu. Takie zwyczajnie - uroczyste, szkolne życie. I dzieciaki - pełne ciepła, uroku, optymizmu, barwne. Trudno ich nie zatrzymać w kadrze.
"Albowiem to, co raz zostało zobaczone, nigdy już nie powróci do chaosu." Vladimir Nabokov
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moje miasto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moje miasto. Pokaż wszystkie posty
sobota, 23 marca 2013
czwartek, 22 listopada 2012
Dziwne życie małych miasteczek
Za chwilę o tym jak można otrzymać całkiem poważny mandat na śmiesznej podstawie, czyli kolejny obraz z krainy absurdów.
piątek, 9 listopada 2012
Listopadowo z nutką dumy
Dostałam zamówienia na fotografie, ze wskazaniem "Mamuś ale jak będziesz mi robiła, to pamiętaj, koledzy też by chcieli". To spakowałam aparat, doładowałam baterię (15 minut, tyle miałam czasu po pracy, a o wcześniejszym doładowaniu zapomniałam) i poszłam, pod pomnik, świętować 11 listopada. Ale przede wszystkim popodziwiać mojego syna w mundurze Wojska Polskiego.
Tak, wiem, to dobra praca dopóki nie ma wojny, misji czy
innego ekstremalnego wypadu. Ale ja go rozumiem, to jego pasja, jego
wybór i miejsce w życiu po nie łatwych o to staraniach. Trochę
adrenaliny i nutka przygody, która mnie samą niegdyś wabiła.
sobota, 19 lutego 2011
Dziś cięg dalszy zapomnianej stacyjki...
Dworzec w Głubczycach został wybudowany w II połowie XIX wieku na obraz i podobieństwo dworca w Greckich Salonikach. Nadano mu kształt lokomotywy. Ponad 20-metrowa wieża imituje komin parowozu. Za czasów niemieckich na jej szczycie urządzony był punkt widokowy.
Kilka lat temu stację zamknięto. Niegdyś główna arteria komunikacyjna dla dojeżdżających do szkół i pracy, okno na świat. Tętniła życiem, odjeżdżało z niej kilkanaście pociągów osobowych dziennie, dziś stoi pusta. W roku 1989, w czasach świetności, zagrała nawet swoją życiową rolę stacji kolejowej w greckich Salonikach, w dramacie wojennym "Day by Day" z Willem Dafoe w roli głównej. Dziś oddana naturze śni swoje sny o pociągach, które z niej już nigdy nie odjadą...
piątek, 18 lutego 2011
Krótkie wycieczki w ramach relaksu
Po emocjach sięgających zenitu potrzeba na chwilkę się oderwać. Zabrałyśmy z koleżanką nasze dzieciaki i pojechałyśmy do Opola, na dzień filmowy z przerwą w Pizza Hut. Przyznam, że sprawiło mi to ogromną przyjemność. Takie małe wycieczki maja swój urok, a zwłaszcza te z dobrym filmem. Przed południem wybraliśmy Sanctum w 3D. Piękne zdjęcia, niesamowite jaskinie, trzymająca w napięciu historia. Film zwłaszcza dla nurkujących.
W przerwie czas na złamanie wszelkich zakazów mojej diety. Z premedytacją popełniłam grzech śmiertelny zjadając tagliatelle z łososiem i szpinakiem, mój ulubiony, a w kinie popcorn karmelowy, za którym przepadam :) Raz na 3,5 miesiąca można.
Oglądaliście Władcę pierścieni? Tu współczesny Obieżyświat.
I współczesna "Czytająca list"
Współczesna nie za bardzo lubi być fotografowana :)
Wielkie żarcie :)
Po obiadku film drugi czyli "Jak zostać królem". Myślę, że nie muszę już reklamować tego filmu. Jest świetny. Jest to historia księcia Albert, który musi, mimo wielkich oporów, zasiąść na tronie Anglii jako Jerzy VI. Ogromną przeszkodą w wypełnianiu monarszych obowiązków jest dla niego problem z wysławianiem się.
Dziś planowałam wyleczyć grypkę, bo wciąż męczy mnie kaszel i nie specjalnie się czuję. Być może to stres, zmęczenie ciągłą walką o utrzymanie szkoły, niestety już przegranej. Ale gdy zobaczyłam piękną mgiełkę otulającą świat, chwyciłam aparat i moje dziecko i poszłam sfotografować nasz stary, opuszczony i zapomniany dworzec kolejowy. Tyle łączy się moich wspomnień z dzieciństwa, gdy na ten dworzec przyjeżdżaliśmy niegdyś z Raciborza by odwiedzić moją babcię. Później stąd wyruszałam w świat na studia. Chodziłam na spacery z moim synkiem, gdy był mały i kochał wielkie, tłuste i sapiące parowozy. Niestety, w którymś momencie przestało się opłacać utrzymanie choćby najmniejszych składów. A szkoda, tuż po drugiej stronie granicy, Czechom bardzo się to opłaca. Moja córka pierwszy raz w życiu pociągiem jechała z Kairu do Luksoru.
czwartek, 17 lutego 2011
Dramatu wielu ludzi ciąg dalszy...
Nie będę pisać o dzisiejszej radzie gminy, szkoda mi słów... Przegłosowano likwidację... Wciąż jestem w szoku jak można manipulować danymi, naginać prawdę do własnych potrzeb? Jak mogą tak absurdalne działania mieć miejsce w naszym kraju? Napiszę tylko o jednym z przykładów. Jako powód do likwidacji przez ostatni miesiąc podawano brak dzieci w szkołach likwidowanych i niż demograficzny. Moja szkoła ma w klasach integracyjnych do 20 dzieci (więcej tego typu klasa mieć nie może), w pozostałych klasach jest od 27 do 31 uczniów. Ba szkoła staje się coraz bardziej popularna i coraz więcej uczniów chce się w niej uczyć a rodzice chętnie posyłają do nas dzieci. Ponoć klasa 24 osobowa może się utrzymać sama z subwencji. A nam radni na początku całej historii zarzucali, że mamy nawet po 7 osób w klasie, więc ponoć byliśmy nie rentowni. Niestety, tak nie dało się rozmijać z prawdą zbyt długo. Dziś więc padł na radzie nowy powód - muszą moją szkołę władze zlikwidować bo UCZNIÓW MAMY ZA DUŻO! W klasach się nie mieszczą, ławki są za gęsto ustawione. Muszą więc władze utworzyć nowe gimnazjum w najdroższej w utrzymaniu szkole na wsi i tam dowozić część dzieci a drugą część upchnąć w i dużej szkole.Tak się składa, że kiedyś aktualny pan burmistrz, Jan Krówka, przedstawiający na radzie te nowe argumenty, był dyrektorem mojej szkoły. Nie tak dawno, zaczyna przecież drugą kadencję. Wówczas szkoła i klasy były jak najbardziej w porządku choć uczniów było więcej niż teraz. ba, opowiadał jak to w szkole zrobi obserwatorium astronomiczne. I zrobił, nam nauczycielom... Niedługo skończymy pod pięknym, rozgwieżdżonym niebem. Na ulicy. Szlifując bruki i szukając jakiejkolwiek pracy w mieście gdzie i tak bezrobocie jest najwyższe na Opolszczyźnie a przemysł dawno już został zlikwidowany (jak obecne szkoły), tylko jeszcze browar dogorywa...
Zapraszam na stronę mojej szkoły. Prowadzę ją od lat. Mój projekt zarówno wersji polskiej jak i angielskiej :) Zapraszam do galerii zdjęć, w dużej części mojego autorstwa. Czyż nie szkoda takiej szkoły, atmosfery?
Zapraszam również na konkursowy foto blog, gdzie dokładniej opisałam dzisiejszą radę. We wrześniu "praca marzeń" byłaby jak znalazł.
A to już zdjęcia z dzisiejszej rady, która przypominała nieco Cyrk Monty Pythona.
niedziela, 6 lutego 2011
Nasz mały protest...
W Egipcie nieustające protesty, ale my też mamy swoją walkę i swój mały protest. Jeszcze nie poddaliśmy naszych szkół i wciąż próbujemy je ocalić. Na światło dzienne wychodzą nieustannie nieścisłości i absurdy w motywowaniu swojej decyzji przez władze. Smutne to, że ci, których wybieraliśmy w zupełności nie liczą się ze społeczeństwem. Jeszcze smutniejsze, że Ci, którzy głosują za likwidacją nawet nie zadają sobie trudu, by tą likwidowaną szkołę zobaczyć. W czwartek specjalnie dla nich uczniowie z nauczycielami przygotowali "dzień otwarty". Atrakcyjny, ciekawy, jak to u nas bywa zazwyczaj. Przedstawiciele władz odpowiednio wcześnie otrzymali oficjalnie zaproszenia. Wszystko dopięto na ostatni guzik. Niestety przyszli tylko nieliczni, nasi zwolennicy. Jeden pan radny, który usilnie chce nas zamknąć, zobaczył jeden pokaz, na drugim już odwrócony tyłem do uczniów coś sobie rozmawiał i za chwilę znikł, jakoby sen złoty, mając w wielkim poważaniu wszystkich zebranych. Bo po co się wysilać. Wszystko już sobie postanowiono. Jeszcze smutniejsze jest to, że pani przewodnicząca komisji oświatowej, była nauczycielka, nie zadała sobie trudu i nie pokazała się u nas ani na wcześniejszej debacie, ani na tym dniu otwartym. Czyżby trudno jej było spojrzeć nam, nauczycielom, rodzicom w oczy? Zwłaszcza po tym, jak stwierdziła, że zamykają malutkie szkółki gdzie jest w klasie tylko po pięciu uczniów. Gdy tymczasem u nas jest nawet po 31 w klasie, a chętnych na przyjście do naszej szkoły coraz więcej. Natomiast w piątek mieliśmy małą demonstrację przed urzędem miasta. Niestety, projektodawca likwidacji, pan burmistrz, były nauczyciel i dyrektor naszej szkoły, postarał się być tego dnia nieobecny w pracy. Po co się konfrontować z mediami, wzburzonymi rodzicami, nauczycielami, czy też nawet uczniami. Petycję o rezygnację z tak bezsensownego pomysłu otrzymał od nas jego zastępca. Zaskoczył mnie swoją betonową stanowczością i głuchotą na wszelkie racjonalne argumenty z naszej strony. Cóż, jeśli dla władz głos wyborców przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, to może czas pomyśleć o zmianie tychże władz na ludzi słyszących i bardziej otwartych?
A tak poza tym wciąż walczę z grypą i trzymam kciuki za Egipcjan. Oni mają głuchego prezydenta, ale to może kwestia wieku i 70 miliardów dolarów na jaki został wyceniony jego majątek, który również skutecznie musiał go ogłuszyć.
Dzień a właściwie wieczór otwarty w naszym gimnazjum. (Ines jako laborantka ;) )
Piątkowy protest.
poniedziałek, 17 stycznia 2011
Grypa może nie A/H1N1
Grypa mnie połamała, stres dobił i siły się ulotniły. Padłam w konkurencji z tempem jakie narzuciło mi życie od zeszłego tygodnia. Jutro idę do lekarza. A dziś na dobranoc kawałek mojego nieba za oknem - z dzisiaj. Zdrowia wam życzę mnóstwo :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)