[fotografia: internet]
"Albowiem to, co raz zostało zobaczone, nigdy już nie powróci do chaosu." Vladimir Nabokov
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Podróże i podróżnicy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Podróże i podróżnicy. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 28 kwietnia 2013
399. O kobiecie niezwykłej czyli stopem na emeryturze
Od dawna chciałam o niej napisać, o mojej idolce. Zapewne uśmiechnęłaby się, że tak ją określam. Ale to prawda, stanowi dla mnie wzór do naśladowania. I dzięki niej nie straszne mi jest słowo - emerytura, dzięki niej wciąż wierzę, że kiedyś zrealizuję wszystkie moje marzenia. O kim mowa? O Pani Teresie Bancewicz.
wtorek, 23 kwietnia 2013
397. Post scriptum do kobiety samotnej w podróży.
Kochani, miałam pisać na nowy temat, ale jeszcze raz sięgnęłam do Waszych komentarzy i zrobiło mi się szkoda, że gdzieś przepadną w czeluściach internetu. Przecież tak wspaniale napisaliście:) Mam nadzieję, że nie pogniewacie się na mnie za opublikowanie ich jako odrębny wpis, oczywiście z linkami do Waszych blogów. Może ktoś jeszcze coś dorzuci, jakieś swoje refleksje. Dla wszystkich, którzy się jeszcze wahają. Którzy chcieliby, a boją się. Podczas gdy fascynujący świat czeka. A ja bym bardzo prosiła, bo w takim samotnym podróżowaniu nie mam aż tak wiele doświadczenia (przeważnie ciągałam Ines), o dobre rady à propos takiego samotnego podróżowania. Dla mnie i nie tylko :) Ilustracje - to jeszcze raz Goreme (mam nadzieję, że Was nie zamęczyłam, a jeśli tak to krzyczcie!)
sobota, 20 kwietnia 2013
396. Kobieta samotna w podróży
- czy to możliwe? Jak najbardziej!
Gdy rozmawiam ze znajomymi o moich podróżach, zawsze około dziewięćdziesięciu procent stwierdza, że to niebezpieczne, że nierozsądne, że to akt heroizmu lub dowód szaleństwa. Ośmielę się z tym nie zgodzić. Czasem niebezpieczniej jest przechodzić przez ulicę, nawet po pasach, w małym, polskim miasteczku.
Gdy rozmawiam ze znajomymi o moich podróżach, zawsze około dziewięćdziesięciu procent stwierdza, że to niebezpieczne, że nierozsądne, że to akt heroizmu lub dowód szaleństwa. Ośmielę się z tym nie zgodzić. Czasem niebezpieczniej jest przechodzić przez ulicę, nawet po pasach, w małym, polskim miasteczku.
Plymouth, Dewon. To miasto poznałam właśnie podróżując solo, będzie więc dzisiaj naszą ilustracją.
niedziela, 24 lutego 2013
Żydowski chłopiec z polskiego miasta Lwowa.
Jest 2 lipca 1900 roku. W upalne popołudnie, w
konserwatywnej żydowskiej rodzinie Weissów, przychodzi na świat mały Leopold. Cała rodzina
cieszy się bardzo, a zwłaszcza dziadek, szanowany rabin z Czerniowic. Mały Leopold
rośnie, uczy się pilnie, coraz płynniej włada hebrajskim i aramejskim, poznaje Biblię,
Talmud i Judaizm. Ale w wolnym czasie namiętnie śledzi dramatyczne losy
bohaterów na kartach kolejnych powieści
Sienkiewicza. Później Weissowie przeprowadzają
się do Wiednia. Tam też, gdy wybucha I Wojna Światowa, czternastoletni letni wówczas Leopold, ucieka
z domu z zamiarem wstąpienia do armii. Jednak ojciec w porę sprowadza go do domu.
środa, 16 stycznia 2013
Podróże to prawdziwy Lajfstajl
Na Onecie rozpoczął się konkurs na Blog Roku 2012,
rozpędziłam się, że poczytam sobie o podróżach mniejszych i większych, popodziwiam zdjęcia i relacje, westchnę, że jeszcze nie teraz, ale może
kiedyś rzucę wszystko i ruszę dookoła świata (trudno to uczynić choćby mając
uczące się dziecko i cały dom na głowie), poszukam inspiracji, informacji,
w końcu zachwycę się fotografią. Pomyślałam, że wrzucę mój blog, bo może ktoś
próbuje i chce od rozpocząć swoje odkrywanie świata od czegoś mniejszego, nie
tak ekstremalnego (choć dla każdego ta granica ekstremum leży gdzieś indziej),
pokażę swoje fotografie i może one kogoś zainspirują. Czekała na mnie jednak pewna, drobna niespodzianka...
niedziela, 25 listopada 2012
Pytania i odpowiedzi oraz kilka fotografii z Pamukkale
Tak jak obiecałam, dziś odpowiedzi na wszystkie pytania dziewczyn z Jordania okiem Polki oraz Marakesz po polsku, a na okrasę parę fotograficznych wspomnień z Pamukkale.
niedziela, 4 listopada 2012
Kto nie lubi słuchać opowieści podróżniczych?

Zawsze musi kiedyś być ten pierwszy raz, nawet jeśli jest tak późno, a zwłaszcza gdy po nim pojawia się potężna ochota na więcej. Więcej opowieści o podróżach, więcej świetnych zdjęć, więcej atmosfery festiwalu podróżniczego.
Mój pierwszy festiwal, oczywiście jako widza, bo gdzież mi tam do TAKIEJ skali podróżników, nastąpił wczoraj, w Raciborzu. Na IX Festiwalu Podróżniczym "Wiatraki", odbywającym się na przepięknie odrestaurowanym zamku piastowskim. Bardzo się ciesze, że przełamałam porannego, sobotniego lenia, że jeszcze nie zlikwidowano wszystkich połączeń pekaesu z Raciborzem i tam dotarłam.
Festiwal rozpoczął się całkiem miło, od zwiedzania browaru, który od 445 lat, tuż obok zamku, produkuje złoty trunek. Ale o tym w odrębnej relacji.
Pierwsza opowieść była autorstwa Grzegorza Petryszaka "Inny Iran". Wspaniałe fotografie i świetna opowieść jak różni się zwiedzany Iran od tego, o którym słyszymy w mediach. Jak bezpiecznie i przyjemnie jest podróżować po nim, zwłaszcza nam, Polakom. Zresztą we wszystkich te opowiedzianych historiach, autorzy łamali stereotypy na temat zwiedzanych krajów.
czwartek, 24 lutego 2011
W gościnie u podróżnika, całkiem po sąsiedzku
Wczoraj z Inką wybrałyśmy się mimo -10 stopni mrozu z wizytą do niezwykłego człowieka. Całkiem po sąsiedzku, bo tylko pięćdziesiąt minut autobusem, do sąsiedniego miasta - Raciborza. Tę wizytę planowałyśmy od dawna, tylko zawsze coś wypadało i stawało na przeszkodzie. Leszka Szczasnego poznałam przy okazji planowania wyprawy do Egiptu na portalu Travelbit Forum. Później spotkaliśmy się na Couch Surfingu, czyli wszędzie tam gdzie trafiają podróżujący na własną rękę jak właśnie my z Ines. Leszek jest z wykształcenia politologiem i filozofem, z zamiłowania społecznikiem, fotografem, globtroterem. Wędruje po Europie i Bliskim Wschodzie, starając się spędzać w jakimś kraju na tyle dużo czasu, by wniknąć w jego społeczność i ją poznać. Oczywiście Leszek przyjął nas bardzo miło i gościnnie, uraczył ciekawą pogawędką na temat swoich podróży, przy herbatce podziwialiśmy jego fotografie i wymienialiśmy opinie między innymi na temat poszukiwania tanich lotów. Jednym słowem bardzo udany wieczór. Kupiłam również książkę jaką Leszek napisał o własnych podróżach "Świat na wyciągnięcie ręki". Z opisu na obwolucie: Ponieważ podróżuje naprawdę za grosze, jest żywym dowodem na to, że "chcieć to móc". Dociera w głąb danej kultury, często podważając związane z nią stereotypy. Porusza, rozśmiesza, koi, prowokuje - zachęca do odkrywania świata na własną rękę. I cytat "Udaję się w strony mniej sielankowe, na północny wschód od Cetinji. Z lubością wdzieram się nie-wiadomo-gdzie. Ludzie pukają się w czoło: "po co tam jedziesz? nic tam nie ma!". I jak mam im wytłumaczyć, że właśnie dla tego NIC tam jadę? Trzeba przecież również poznać niefolderowe oblicze danego kraju. Pomagając mi o zmroku w przesiadce do kolejnego samochodu, policjant pyta, czy nie boję się wilków. Zrozumiałem go dopiero wtedy, gdy zademonstrował odgłos tego zwierzaka. Mógłbym mu odpowiedzieć:"Panie władzo, jeśli te wilki mają takie braki w uzębieniu jak wy, to się nie boję". Część książki to również poradnik jak podróżować indywidualnie, tanio i bezpiecznie. Bardzo gorąco polecam. Można ją kupić poprzez stronę - blog Leszka http://leszekszczasny.blogspot.com/ , można go również zaprosić na slajdowisko :) Książka zawiera czarno-białe fotografie (świetne) i 287 stron.
I fragment, który mi od razu na samym początku się spodobał: "Istnieje jakaś dziwna, ukryta radość z przekraczania granicy jako czegoś zakazanego i strzeżonego. Ja, pierwszą granicę, czeską, mam 20 kilometrów od domu. Tuż obok niej mlecze zamieniają się już powoli w dmuchawce. Zrywam je, zdmuchuję jednego, drugiego... trzeciego też. Ooo! Nie ma! Zdmuchnięte! Wszystkie granice na świecie!! Mogę jechać dokąd chcę!!..."
I to chyba świetny cytat by powiedzieć Wam o moich planach. O bilecie na samolot, który zakupiłam, w przypływie szaleństwa i za namową córki "Kup mamuś i jedź, realizuj swoje marzenia. Ja się jeszcze w swoim życiu najeżdżę". Bo wizja braku pracy nie sprzyjała wydatkom razy dwa, które musiałabym przeznaczyć na nasz team, żeby wędrować bezpiecznie. Dzień później, po głosowaniu naszej rady miasta za likwidacją mojej szkoły pewnie bym się nie doważyła na ten krok. A tak bilet już zapłacony i kolejna podróż przede mną. To jeden z fragmentów moich marzeń. Czyli Istambuł, a następnie Syria, Liban, Jordania. To wszystko w ciągu 27 dni, na przełomie lipca i sierpnia, tym razem samotnie i oczywiście na własną rękę. A co będzie od pierwszego września, tego nie wie nikt...
Kilka zdjęć dla ogrzania ducha z letniej, sierpniowej Aleksandrii.
Zdjęcie Leszka, które powinnam odrzucić ale mi się podoba :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)