Strony

"Albowiem to, co raz zostało zobaczone, nigdy już nie powróci do chaosu." Vladimir Nabokov
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bursa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bursa. Pokaż wszystkie posty

piątek, 13 stycznia 2012

Pożegnanie z Bursą - odkrywczo słodkie.

Ostatnie chwile w Bursie, ostatnia wizyta w urokliwym meczecie. Nocą, autokarem wyruszamy do Kusadasi, nad morze Egejskie. Nocny przejazd to dobry sposób na uniknięcie płacenia za nocleg, a wielogodzinna podróż upływa znacznie szybciej. Pierwszy raz mamy skorzystać z "tureckiego PKSu" i mamy troszkę pietra. Oczywiście zupełnie niepotrzebnie. O wygodach tego sposobu podróżowania w Turcji pisałyśmy TUTAJ. Biuro gdzie kupujemy bilety znajduje się 5 minut od hotelu, a miejski autobus bez problemu zawozi nas na dworzec. Zawsze spotykamy wiele osób chcących pomóc w znalezieniu przystanku. Nawet pozostawiona z bagażami na chodniku Ines, bo ja akurat szukam miejsca skąd odjedzie nasz autobus, wzbudza zainteresowanie przechodniów i troskę. A nuż widelec zagubiła się i potrzebuje ratunku. 

Ale mamy jeszcze czas, bagaże jak na razie pozostawione w hotelu, idziemy więc do Ulu Cami. 

Nigdy w zwiedzanych meczetach nie spotkałyśmy się z niechęcią, często ktoś podchodził do nas żeby chwilę porozmawiać. Czasem był to imam, który na pożegnanie i na pamiątkę, wręczał nam muzułmański różaniec. Nie jest to tak naprawdę różaniec, bynajmniej nie jest wynalazkiem chrześcijańskim. Pochodzi z Indii. W VIII w. przejęli go muzułmanie, a dopiero później chrześcijanie. W Islamie nazywa się go tasbih, tespih, subha, misbaha. Pełna wersja zawiera 99 koralików oznaczających 99 imion i przymiotów Allaha. Podzielony jest na trzy grupy zaznaczone większymi koralikami, nazywa się je imamami. Skrócona wersja zawiera 33 koraliki.

Również wyznawcy buddyzmu używają pewnego rodzaju różańca. Nazywa się mala i składa się z 108 koralików. Służy do odprawiania mantr.

Tabish.



Meczet to przede wszystkim ludzie.






















Wieczorem przenosimy się na dworzec. Wybór przekąsek, czyste toalety, spokój i czystość uprzyjemniają nam oczekiwanie na autokar firmy Kamil Koc. 




Tu odkrywam pismanije. Turecki przysmak mocno uzależniający. Jest to rodzaj waty cukrowej z dodatkiem pistacji. Jednak o niebo lepszej od naszej rodzimej i sprzedawanej na patyku. Niebo w gębie po prostu. Moje dziecko jak zwykle jest na nie. Ma chroniczną niechęć do próbowania nowych potraw. Ale już w Kusadasi daje się namówić na jeden kęs i popada w uzależnienie wraz ze mną.



wtorek, 10 stycznia 2012

Bursa tym razem bez komentarza

Jesteśmy w Bursie. Tu na blogu oczywiście :) Choć szkoda, że tylko na blogu. Chciałabym zobaczyć inne kraje o innych porach roku, nie tylko pełnią lata. Poczuć inny zapach, nacieszyć się zupełnie innym światłem, odkryć inną atmosferę odwiedzanych miejsc. Może kiedyś... Tymczasem, zmęczona, nie bardzo jestem w stanie pisać. Dziś więc opowiedzą o Bursie moje zdjęcia. Zresztą i tak jeszcze raz zabiorę Was do mojego ulubionego meczetu na chwilę zamyślenia.

Mój brak inwencji dzisiaj usprawiedliwię jeszcze kursem w którym od zeszłego tygodnia biorę udział na portalu Pasja Pisania. Od kilku dni piszę więc i piszę, choć zupełnie inne formy literackie. Na razie powiem tylko - jest dobrze :)

Nawet na grypę, ostatnio, nie mam czasu. Sterczy wytrwale pod moimi drzwiami, nie zamierzam jej wpuścić :)

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę miłego oglądania.




























czwartek, 5 stycznia 2012

W zaczarowanym świecie... czyli o Ulu Cami w Bursie słów i obrazów kilka

Wnętrze. To cisza zmącona jedynie szelestem wody płynącej ze stojącej po środku fontanny, przerywana gdzie nie gdzie rozmową prowadzoną szeptem, stłumionym przez dywany tupotem biegnącego dziecka. To skupienie nad zdobnymi wersetami koranu, zapamiętanie w modlitwie u stóp mihrabu kierującego myśli ku Mekce. To wirujące drobinki pyłu w smugach jaskrawego słońca wpadającego przez okna i przeszkloną kopułę, która wznosi się ponad fontanną. To kobiety w skromnie udrapowanych chustach, mężczyźni z uwagą obmywający dłonie i stopy. Starszy człowiek delikatnie przewracający pożółkłą stronicę i młody chłopak, który zdrzemnął się w cieniu filaru. To nawet wyschnięta ważka, która we wnętrzu świątyni zagubiła drogę i tu dokonała żywota. Południe senne i rozleniwione. Chwila wytchnienia od pośpiechu tego co na zewnątrz i tego co profanum. Chwila na odnalezienie sacrum w gorączce dnia. A wszystko objęte ramami białych ścian, zdobnych jedynie słowami Allaha, które ktoś z oddaniem wykaligrafował czarną farbą. 




To właśnie Wielki Meczet - Ulu Cami w Bursie. To ten, który tak bardzo chciałam zobaczyć podczas naszej wędrówki, ze względu na jego niebanalność, dekorację, duszę.




Powstał na przełomie XIV i XV wieku, na cześć zwycięstwa nad Zygmuntem Luksemburskim i klęską ostatniej wyprawy krzyżowej. Okrywa go 20 kopuł - to w zamian za 20 meczetów obiecanych Allahowi za porażkę wroga. Natomiast inskrypcje, które możemy dziś podziwiać, to część pierwszego, oryginalnego wystroju. Tylko filary są dziś białe, a nie jak za czasów świetności sułtana Bajazyta, pokryte szczerym złotem. Myślę, że to bynajmniej nie ujmuje im  urody.




























Do tego meczetu jeszcze wrócimy. Trudno się z nim bowiem rozstać. Tymczasem jako tło do dzisiejszych fotografii jedno z piękniejszych wykonań Azaan





piątek, 30 grudnia 2011

Bursa, zielony klejnot w pobliżu Istambułu

Jednym z ważnych punktów w naszej podróży po Turcji była Bursa. A to z powodu jednego zdjęcia. Czarno białej fotografii meczetu Ulu Cami w książce Leszka Szczasnego "Świat na wyciągnięcie ręki" (o którym pisałam wcześniej). Meczet ten wydał mi się niezwykły, nietuzinkowy i bardzo chciałam go zobaczyć. 

Bursa to miasto nieomalże tuż obok Istambułu. Dzieli je drogą lądową około 250 km, co jednak na odległości tureckie, nie jest żadnym dystansem. Jednak autokarem trzeba się najpierw przedzierać przez zatłoczone ulice Istambułu, zebrać wszystkich pasażerów z rozrzuconych po różnych dzielnicach przystanków. Następnie objechać Morze Marmara. Do tego wszystko w upał. Nie, my szukałyśmy jakiejś alternatywy, czegoś ciekawszego. I owszem, znalazłyśmy. Szybciej, bardziej interesująco, a zwłaszcza wygodniej. Nic prostszego, wystarczy wybrać prom i drogę morską.

Pojechałyśmy tramwajem na przystanek Askaray, tam jeszcze wymieniłyśmy walutę w kantorze, bo kurs w porównaniu do turystycznego centrum był rewelacyjny i w około piętnaście minut (z naszymi tobołami), idąc na południe Gazi Mustafa Kemal Pasa Caddesi, dotarłyśmy portu Yenikapi. Bilety na prom kupiłyśmy dwa dni wcześniej przy okazji sprawdzając ile czasu nam zajmie dojazd do portu, bo prom miałyśmy dosyć wcześnie. Prom był strzałem w dziesiątkę.Wygodny, przestronny i w miarę szybki. Dla osłody życia zakupiłyśmy sobie nawet ciasteczko :)








Po przypłynięciu musiałyśmy jeszcze przejechać z pół godzinki autobusem do centrum miasta, odnaleźć hotel Aksam, w małej bocznej uliczce i byłyśmy na miejscu. 

Bursa nas oczarowała. Ta pierwsza stolica osmańskiego imperium tonie w zieleni i rozpościera się u stóp masywu Uludag. Jego najwyższy szczyt (ponad 2500m n.p.m.) uważany był przez Greków za mitologiczny Olimp.  Jednak najbardziej ujęli nas ludzie, zwłaszcza po skomercjalizowanym Istambule. Tu turystów było niewielu, a mieszkańcy o wiele bardziej gościnni, serdeczni. W hotelu recepcjonistka miała dla nas serce na dłoni i bynajmniej nie było w tym interesowności, w restauracyjce, na bazarze zostałyśmy ciepło ugoszczone, a miasto pokazała nam młode małżeństwo, które poznaliśmy odpoczywając sobie na skwerku przy fontannach.



Polecam gorąco Pideli Kofte. Ciekawe jest podawanie do potraw gęstego jogurtu. Trudno też o potrawę bez pieczywa - tu pod smacznym mięskiem zanurzone w tłuszczyku grzanki. Milion kalorii ale jakie dobre :)


Moje dziecko jadło bardziej zachowawczo :)




Matki z aparatami fotograficznymi bywają często koszmarem swoich dzieci ;)




Bazar i okolice Ulu Cami








Kobiety tu ubierają się skromnie i najczęściej ubrane są w tego typu płaszcze, włosy ukrywają oczywiście pod upiętymi chustami.




W następnym poście zapraszam do wnętrza Ulu Cami :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...