Ostatni rzut oka na morze i otaczające góry.
Ostatnie westchnienie w małym porcie. Tak by się popłynęło przed daleko, jeszcze dalej niż te obłoki, pokłoniło się nowym brzegom i odkryło nowe zatoki...
Może nie po raz ostatni tak w ogóle ale w Antalyi na pewno, zjemy sobie kawałek apetycznego burka z serem (po turecku to börek). Bardzo je lubię, nie tylko w wersji z serem :)
I jeszcze jedno lśnienie lazuru, błękitu, granatu, purpury, amarantów, różów, oranżów, zieleni wszelakiej, blask miękko kładącego się światła i zapach kwitnących wszędzie kwiatów.
Na koniec, możemy sobie kupić kamyk - niekoniecznie zielony - ale na drogę. Całonocną drogę, której to cel wzbudzał zdziwienie nawet w Turkach. Ale wymyśliłam sobie, że muszę zobaczyć tam "coś" i z tego powodu ruszyłyśmy ponad 100 km w stronę granicy z Syrią. Takie dziwaki jesteśmy :) A o co chodzi - już w kolejnych postach :)
5 komentarzy:
Kolejna porcja fantastycznych plenerów... :) I niezmiennie zafascynowana jestem widokiem góry/morze... Wspaniałe :) Pozdrawiam.
Izo, Dziękuję :) Przyznam, że wstawiając to zdjęcie zastanawiałam się, czy Ci się spodoba :)
Piękne fotki,piękna podróż,pozazdrościć widoków i wszystkich tych atrakcji.
Pozdrawiam
Ewa P.
Ewo,witaj na moim blogu :) Dziękuję za miłe słowa i zapraszam na więcej :)
Piękne zdjęcia :)
Prześlij komentarz