Strony

"Albowiem to, co raz zostało zobaczone, nigdy już nie powróci do chaosu." Vladimir Nabokov

niedziela, 11 listopada 2012

Boscastle i największa powódź współczesnej Wielkiej Brytanii

16 sierpnia 2004 roku, w pochmurny poranek ludzie w Boscastle rozpoczęli kolejny, oraz jak wówczas sądzili, zwyczajny dzień. Pootwierali sklepiki, puby, muzeum czarów, choć nie spodziewali się w taką pogodę zbyt wielu turystów w maleńkiej, założonej w XVI wieku, rybackiej wiosce. Dzieciaki miały wakacje, więc pozostały w domach i spokojnie mogły pograć na komputerze lub bezkarnie pogapić się w telewizor. Dzień był smętny i ponury. Tym bardziej, że domy leżały w wąskiej, otoczonej stromymi skałami, dolinie, nad rzeką Valency oraz mniejszymi, Jordan i Paradise. 


Około godziny dwunastej, w położonym 4 km dalej Lesnewth rozpadał się deszcz i z chwili na chwilę ciął coraz bardziej intensywnie. O piętnastej lało już 15 mm wody w przeciągu 15 minut. Burza uszkodziła i odcięła zasilanie elektryczne, coraz więcej ciemnych chmur gromadziło się nad domami. O piętnastej trzydzieści pięć, Valency wystąpiła z brzegów i z impetem ruszyła w stronę morza. Teraz wydarzenia toczyły się już lawinowo, na równi ze skłębioną, brunatną wodą. 



Niestety, deszcz się nasilał, choć wydawało się to niemożliwe. Na Boscastle ruszyła dwumetrowa ściana wody. O szesnastej dochodziła już do 3 metrów i płynęła już prędkością 40 km na godzinę. Nikt w wiosce się tego nie spodziewał. Przerażeni ludzie obserwowali jak ich samochody są unoszone w kierunku morza. W centrum dla zwiedzających Boscastle, Rebecca Davids pomogła schronić się sześciu turystom z piątką dzieci na strychu. Za oknami natura szalała, a po chwili resztki zmiecionego wodą mostu uderzyły w drzwi, rozbijając je w drobny mak. 

Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Budynek centrum trząsł się i pojawiały się kolejne pęknięcia. Ludzie uwięzieni na strychu byli przerażeni i bezradni. Na szczęście w powietrzu unosiły się już wezwane na pomoc helikoptery. Gdy runęła jedna ze ścian, a poziom wody sięgał krawędzi drabiny, ludzie wspięli się na dach. Dzieci w szoku kurczowo trzymały się ubrań dorosłych. Nie pozostało wiele czasu. W eterze rozlegały się komunikaty radiowe wzywające kolejne jednostki ratunkowe na pomoc. Deszcz był tak silny, że utrudniał widoczność z kilkudziesięciu centymetrów. Na szczęście w ostatnim momencie, zanim pozostała część konstrukcji zawaliła się, uratowano ludzi chroniących się na dachu.


Podczas całego deszczu spadło 1,4 miliarda litrów wody, zmiotła ona do morza 50 samochodów. 7 helikopterów RAF'u i marynarki wojennej ewakuowało 100 ludzi, którzy szukali schronienia nie tylko na dachach i w oczekiwaniu na pomoc rozpalali na nich ogniska, ale uwięzieni byli w samochodach lub wspinali się na wysokie drzewa oraz kościelną wieżę.Cudem nikt w tym żywiole nie zginął, jednak ludzie stracili swoje ukochane zwierzęta i w dużej mierze dobytek.


Ponowna powódź, ale już nie tak gwałtowna i brzemienna w skutkach, dotknęła Boscastle w 2007 roku. Gdy ja odwiedziłam tą wioskę w 2009 roku, była odnowiona i urokliwa. Nie dostrzegłam śladów tragedii, jedynie na niektórych domach pozostał, trudny do usunięcia, ślad górnej krawędzi wody. A w odnowionym centrum dla zwiedzających, można było zobaczyć film i wystawę poświęconą powodzi.























4 komentarze:

wkraj pisze...

Powódź, to koszmarne przeżycie i wielka tragedia. Kiedyś dotknęła moje rodzinne miasto, zniszczenia były duże, ale też nie ma już po nich śladu. Tylko żal tego ogromu strat.
Pozdrawiam

Islenskii pisze...

Jeny ale fajnie czasami znaleźć jakiś blog podróżniczy, którego się wcześniej już nie czytało

W drodze... pisze...

Wkraju, pamiętam powódź, która w 1997 zalała całe południe Polski, moja miejscowość odcięta od świata, dookoła tylko woda, a ponad nią dachy domów. Pamiętam jak później jechałam przez martwe Koźle, puste, ciemne i ten straszny zapach unoszący się wszędzie... Jak po wojnie.

W drodze... pisze...

Islensky, Cieszę się, że mój blog odnalazłeś :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...