Pewnego dnia Zwied, widząc jak pastwię się aparatem nieomalże nad każdym aspektem gruzińskiej rzeczywistości, zapytał czy nie chciałabym zrobić zdjęć w piekarni. Bardzo chciałam. Tym bardziej, że w planach miałam przywiezienie takiego pieczywa do Polski, do domu, na spróbowanie.
Nieraz pytałam Zwieda, o której muszę pójść po chleb przed wyjazdem. On zawsze z uśmiechem odpowiadał cierpliwie, jak dziecku - o której chcesz Ula, nawet w nocy. Dziwiłam się i traktowałam to jako żart. Później dowiedziałam się, iż tak jest w rzeczywistości. W malutkich piekarniach, w Tbilisi, szoti piecze się na okrągło. Ten który przywiozłam, kupiliśmy po pierwszej w nocy, w drodze na lotnisko. Fotografie wykonałam natomiast leniwym popołudniem.
Tak wyglądają przygotowane porcje ciasta. Jeśli ktoś chce spróbować samodzielnego wypieku, na pewno znajdzie przepis w czeluściach internetu. Może kiedyś spróbuje, wówczas na pewno podzielę się swoim doświadczeniem.
Piekarnia, to niewielka suteryna, może dwa metry na dwa, z glinianym piecem - tone, kilkoma półkami, oprószona mąką i piekielnie gorąca. Na górze, na poziomie ulicy jest okienko. Piekarz misi ciasto, wkłada i wyciąga bochenki, wchodzi po zbitych z desek kilku stopniach i sprzedaje swoje wypieki, niemalże za grosze - wszystko sam jeden. Nie ma tam kasy fiskalnej, nie ma kontroli sanepidu, nie ma unii, która wyznaczałaby zapewne rozmiar i krzywiznę chleba.
Wyrobione ciasto formowane, rozciągane jest na twardej "poduszce".
Następnie na tejże formie zanoszony jest do rozgrzanego pieca. Na tone dnie pali się ogień. A do ścianek przylepia się uformowane ciasto.
Jeden szoti starannie umieszczany jest obok drugiego. Wymaga to dobrej kondycji, zręczności i odporności na żar.
A gdy już się upiecze na rumiano, wyciąga się go ostrożnie.
Teraz wystarczy zapakować go w kawałek papieru, na przykład gazety i taki parzący w palce zanieść do domu.
Wyobrażam jak przyjemnie jest stać zimą w cieple i zapachu rozchodzącym się z piekarni, czekając na swój szoti i miło gawędząc sobie z sąsiadami.
Ale w Gruzji każdy rejon ma swój własny, zawsze najlepszy i nieco inny szoti.
Na przykład w Signagi kupimy węższy, bardziej przypominający księżyc w nowiu i składający się w jeszcze większej części z pysznej, chrupiącej skórki.
Chleb możemy tu kupić "pod chmurką", bo piec tone stoi tu tylko pod wiatą. W tym miejscu kupimy również miód, arbuzy, wymienimy opony, napijemy się piwa - czyli dla każdego coś miłego. Ale to właśnie z tego pieca i z dłoni tej właśnie pani wychodzi najsmaczniejszy chleb w całej okolicy. Więc warto się tu zatrzymać jadąc na przykład do Parku Narodowego w Lagodekhi. Trafiłam tu, wraz z dwiema dziewczynami z Polski, dzięki naszemu kierowcy Dawidowi.
Tak wygląda "kuchnia polowa". Waga, by precyzyjnie dobrać proporcje, drewno by opalić piec - tu jednak mający nieco inny kształt niż w Tbilisi. Intrygujące jest to, że choć pionowo przyklejone ciasto, jednak do pieczenia końca nie odpada od ścianki.
A wszystko to po to, by można go bylo ze smakiem zjeść na skraju Lagodekhi z przepysznym, pieczonym na grillu, pstrągiem. Cóż więcej można dodać? Tylko "smacznego".
10 komentarzy:
Zapachnialo... domem!
Ten chleb musi smakowac bosko!
Serdecznosci
Judyta
A great post. Now I'm Hungry.
Przypomniałaś mi tym postem czasy kiedy byłam mała i wypieki na wesele trwały 2 dni w lokalnej piekarni. Zbierało się wszystkie kobiety z rodziny i sąsiadki i produkowało się słodkie pyszności, a obok piekarze wyrabiali ciasto na pieczywo. Pewnie sanepid już był, ale piekarnia nie miała problemu żeby wpuścić do piekarni.
Poszukam przpisu na gruziński chleb, ale pewnie i tak nie będzie to samo co taki bochenek z tego specjalnego pieca.
wygląda ciekawie!
Wygląda to bardzo apetycznie! I gdyby nie fakt, że razem z przeziębieniem straciłam zmysły smaku i węchu to pewnie bym nawet napisała, że chętnie bym zjadła:)
Judyto :) Oj smakował, smakował, zwłaszcza o poranku, cieplutki, chrupki i z masełkiem :)
Pozdrawiam Cię ciepło :)
Ula
Thank you Adrian :) I hope today I'll make you hungry too :)
Drui, już kilka razy zastanawiałam się czy u nas by się udało zrobić zdjęcia w piekarni, ale taka zmechanizowana produkcja była by mało ciekawa. Ktoś podpowiedział mi, że gdyby znaleźć odpowiedni kamień, można by na nim spróbować poziomo wypiec w piekarniku. A może na kamieniu do pieczenia pizzy?
Olu, dziękuję :)
Agnieszko, a jakby tak taki chlebek z miodkiem, albo czosnkiem? Byłby całkiem dobry na grypę :)
Prześlij komentarz