Strony

"Albowiem to, co raz zostało zobaczone, nigdy już nie powróci do chaosu." Vladimir Nabokov

wtorek, 28 stycznia 2014

420. Chleba naszego powszedniego...

...chleba gruzińskiego, daj nam Panie.


A jest o co prosić, uwierzcie. Zwłaszcza jak się lubi chrupiącą skórkę, miękkie wnętrze i jak tej skórki jest więcej niż wnętrza. A jeszcze do tego zapach, któremu trudno się oprzeć. I to, że można go mieć, taki gorący i świeży, o każdej porze dnia i nocy - sprawdziłam to osobiście w Tbilisi.


Pewnego dnia Zwied, widząc jak pastwię się aparatem nieomalże nad każdym aspektem gruzińskiej rzeczywistości, zapytał czy nie chciałabym zrobić zdjęć w piekarni. Bardzo chciałam. Tym bardziej, że w planach miałam przywiezienie takiego pieczywa do Polski, do domu, na spróbowanie.

Nieraz pytałam Zwieda, o której muszę pójść po chleb przed wyjazdem. On zawsze z uśmiechem odpowiadał cierpliwie, jak dziecku - o której chcesz Ula, nawet w nocy. Dziwiłam się i traktowałam to jako żart. Później dowiedziałam się, iż tak jest w rzeczywistości. W malutkich piekarniach, w Tbilisi, szoti piecze się na okrągło. Ten który przywiozłam, kupiliśmy po pierwszej w nocy, w drodze  na lotnisko. Fotografie wykonałam natomiast leniwym popołudniem.


Tak wyglądają przygotowane porcje ciasta. Jeśli ktoś chce spróbować samodzielnego wypieku, na pewno znajdzie przepis w czeluściach internetu. Może kiedyś spróbuje, wówczas na pewno podzielę się swoim doświadczeniem.




Piekarnia, to niewielka suteryna, może dwa metry na dwa, z glinianym piecem - tone, kilkoma półkami, oprószona mąką i piekielnie gorąca. Na górze, na poziomie ulicy jest okienko. Piekarz misi ciasto, wkłada i wyciąga bochenki, wchodzi po zbitych z desek kilku stopniach i sprzedaje swoje wypieki, niemalże za grosze - wszystko sam jeden. Nie ma tam kasy fiskalnej, nie ma kontroli sanepidu, nie ma unii, która wyznaczałaby zapewne rozmiar i krzywiznę chleba.




Wyrobione ciasto formowane, rozciągane jest na twardej "poduszce".




 Następnie na tejże formie zanoszony jest do rozgrzanego pieca. Na tone dnie pali się ogień. A do ścianek przylepia się uformowane ciasto.


 Jeden szoti starannie umieszczany jest obok drugiego. Wymaga to dobrej kondycji, zręczności i odporności na żar.






A gdy już się upiecze na rumiano, wyciąga się go ostrożnie.




Teraz wystarczy zapakować go w kawałek papieru, na przykład gazety i taki parzący w palce zanieść do domu.




Wyobrażam jak przyjemnie jest stać zimą w cieple i zapachu rozchodzącym się z piekarni, czekając na swój szoti i miło gawędząc sobie z sąsiadami.

Ale w Gruzji każdy rejon ma swój własny, zawsze najlepszy i nieco inny szoti.

Na przykład w Signagi kupimy węższy, bardziej przypominający księżyc w nowiu i składający się w jeszcze większej części z pysznej, chrupiącej skórki.

Chleb możemy tu kupić "pod chmurką", bo piec tone stoi tu tylko pod wiatą. W tym miejscu kupimy również miód, arbuzy, wymienimy opony, napijemy się piwa - czyli dla każdego coś miłego. Ale to właśnie z tego pieca i z dłoni tej właśnie pani wychodzi najsmaczniejszy chleb w całej okolicy. Więc warto się tu zatrzymać jadąc na przykład do Parku Narodowego w Lagodekhi. Trafiłam tu, wraz z dwiema dziewczynami z Polski, dzięki naszemu kierowcy Dawidowi.








Tak wygląda "kuchnia polowa". Waga, by precyzyjnie dobrać proporcje, drewno by opalić piec - tu jednak mający nieco inny kształt niż w Tbilisi. Intrygujące jest to, że choć pionowo przyklejone ciasto, jednak do pieczenia końca nie odpada od ścianki.

A wszystko to po to, by można go bylo ze smakiem zjeść na skraju Lagodekhi z przepysznym, pieczonym na grillu, pstrągiem. Cóż więcej można dodać? Tylko "smacznego".

10 komentarzy:

La vie est belle i ja tez pisze...

Zapachnialo... domem!
Ten chleb musi smakowac bosko!
Serdecznosci
Judyta

ADRIAN pisze...

A great post. Now I'm Hungry.

one big creative mess pisze...

Przypomniałaś mi tym postem czasy kiedy byłam mała i wypieki na wesele trwały 2 dni w lokalnej piekarni. Zbierało się wszystkie kobiety z rodziny i sąsiadki i produkowało się słodkie pyszności, a obok piekarze wyrabiali ciasto na pieczywo. Pewnie sanepid już był, ale piekarnia nie miała problemu żeby wpuścić do piekarni.
Poszukam przpisu na gruziński chleb, ale pewnie i tak nie będzie to samo co taki bochenek z tego specjalnego pieca.

Ola pisze...

wygląda ciekawie!

Anonimowy pisze...

Wygląda to bardzo apetycznie! I gdyby nie fakt, że razem z przeziębieniem straciłam zmysły smaku i węchu to pewnie bym nawet napisała, że chętnie bym zjadła:)

W drodze... pisze...

Judyto :) Oj smakował, smakował, zwłaszcza o poranku, cieplutki, chrupki i z masełkiem :)

Pozdrawiam Cię ciepło :)
Ula

W drodze... pisze...

Thank you Adrian :) I hope today I'll make you hungry too :)

W drodze... pisze...

Drui, już kilka razy zastanawiałam się czy u nas by się udało zrobić zdjęcia w piekarni, ale taka zmechanizowana produkcja była by mało ciekawa. Ktoś podpowiedział mi, że gdyby znaleźć odpowiedni kamień, można by na nim spróbować poziomo wypiec w piekarniku. A może na kamieniu do pieczenia pizzy?

W drodze... pisze...

Olu, dziękuję :)

W drodze... pisze...

Agnieszko, a jakby tak taki chlebek z miodkiem, albo czosnkiem? Byłby całkiem dobry na grypę :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...