Zawsze musi kiedyś być ten pierwszy raz, nawet jeśli jest tak późno, a zwłaszcza gdy po nim pojawia się potężna ochota na więcej. Więcej opowieści o podróżach, więcej świetnych zdjęć, więcej atmosfery festiwalu podróżniczego.
Mój pierwszy festiwal, oczywiście jako widza, bo gdzież mi tam do TAKIEJ skali podróżników, nastąpił wczoraj, w Raciborzu. Na IX Festiwalu Podróżniczym "Wiatraki", odbywającym się na przepięknie odrestaurowanym zamku piastowskim. Bardzo się ciesze, że przełamałam porannego, sobotniego lenia, że jeszcze nie zlikwidowano wszystkich połączeń pekaesu z Raciborzem i tam dotarłam.
Festiwal rozpoczął się całkiem miło, od zwiedzania browaru, który od 445 lat, tuż obok zamku, produkuje złoty trunek. Ale o tym w odrębnej relacji.
Pierwsza opowieść była autorstwa Grzegorza Petryszaka "Inny Iran". Wspaniałe fotografie i świetna opowieść jak różni się zwiedzany Iran od tego, o którym słyszymy w mediach. Jak bezpiecznie i przyjemnie jest podróżować po nim, zwłaszcza nam, Polakom. Zresztą we wszystkich te opowiedzianych historiach, autorzy łamali stereotypy na temat zwiedzanych krajów.
Lub też same podróże i projekty były wbrew utartym schematom. Jak na przykład ta, Kamila Iwankiewicza, który opowiadał o nurkowaniu w najwyżej położonych jeziorach na świecie, czyli "Korona Jezior Ziemi". O tym niezwykle skromnym, pełnym poczucia humoru, podróżniku możecie przeczytać w wywiadzie jakiego udzielił na portalu Peron4
Wszystkie zdjęcia jakie tu umieszczam zostały wykonane podczas prelekcji, są to zdjęcia zrobione z ekranów i oczywiście są autorstwa podróżników, a przede wszystkim znacznie lepszej jakości niż te odtworzone. Ale bardzo chciałam Wam przybliżyć atmosferę festiwalu, stąd ten plagiat.
Kolejnym prelegentem był, znany już Wam z mojego wcześniejszego posta, Leszek Szczasny, który wybrał się w poszukiwaniu uśmiechu, koloru i wspaniałej kuchni wegetariańskiej, aż do Ruandy. Jego opowieść to "Ruandka w Afryce, czyli z piekła do raju". Była to wielce zachęcająca relacja.
Leszek to ten szczupły pan po lewej :)
Jego Ruanda to miejsce otwarte i przyjazne wobec gości z tak dalekiego świata. Bezpieczna przede wszystkim, choć bilet lotniczy troszkę daje po kieszeni. Leszek jeździ po kraju ze swoimi pokazami, może będziecie mieli go okazję posłuchać. Polecam gorąco, jak również jego książkę "Świat na wyciągnięcie ręki".
Leszek przywiózł z Ruandy parę pamiątek, między innymi butelkę piwa bananowego i po zakończeniu prelekcji, spontanicznie rozpoczęła się jej licytacja. Osiągnęła nie bagatelną cenę 140 złotych.
A tu już gratulację dla zwycięzców aukcji.
Pieniążki za sprzedaż piwa oraz innych, wystawionych na następne aukcje przedmiotów, trafić miały na konto trzyletniego Piotrusia, który urodził się z jedną z najcięższych wad serca. By żyć potrzebuje bardzo drogiej operacji, stąd na festiwalu odbywała się zbiórka i sprzedaż różnych rzeczy na ten cel. Między innymi przepysznego ciasta.
Jeśli ktoś chciałby pomóc Piotrusiowi - oto link do jego strony.
I dane do wpłat:
Fundacja COR INFANTIS
ul. Nałęczowska 24
20-701 Lublin
Nr konta:
86 1600 1101 0003 0502 1175 2150
koniecznie z dopiskiem: PIOTR KONEFAŁ
kod SWIFT dla przelewów z zagranicy: ppabplpk
ul. Nałęczowska 24
20-701 Lublin
Nr konta:
86 1600 1101 0003 0502 1175 2150
koniecznie z dopiskiem: PIOTR KONEFAŁ
kod SWIFT dla przelewów z zagranicy: ppabplpk
Wracając do festiwalu, przed nami jeszcze dwie relacje. Niesamowicie zilustrowana podróż bardzo sympatycznego Bartka Machowskiego przez Połoniny, czasem samotna ale i w świetnym towarzystwie. Polecam stronę Bartka i jego Połoniny
A na zakończenie ktoś, na kogo bardzo czekałam - Ania i Robb Maciąg ze swoją opowieścią o podróży jedwabnym szlakiem "Tysiąc szklanek herbaty". Jest to również tytuł ich książki, naprawdę świetnej, historii, w której nie tyle istotny jest wyczyn przejechania tej trasy rowerami, ale najistotniejsze w niej są spotkania z drugim człowiekiem. Zarówno pełen humoru festiwalowy pokaz, jak i książka są pełne wybornych fotografii. Zachęcam do odwiedzenia również ich strony "Ku słońcu"
Miało być krótko, bo grypsko mnie jakieś bierze, ale co tam. To była fantastyczna sobota :)
6 komentarzy:
Oj marzy mi się być takim "prawdziwym" podróżnikiem, ale przecież nie ilość kilometrów się liczy, tylko ilość doświadczeń :)
Fantastyczna sprawa, takie spotkania. O tych ludziach i ich podróżach czytałam w różnych miejscach m.in w Travelerze, który oczywiście czytam regularnie, ale to nie to samo co zobaczyć i posłuchać. Zazdroszczę !
Rodzynki Sułtańskie, zgadzam się z Tobą całkowicie :) Dziś trafiłam również, że podróż mierzy się nie odległościami a poznanymi ludźmi i zawartymi przyjaźniami. Dziękuję Ci za wizytę :)
Fotograsiu, ja też długo jedynie czytałam, a teraz zamierzam za takimi spotkaniami częściej zaglądać :) Zawsze gdzieś można pojechać, przenocować nawet :)
Poznani ludzie - to najlepsze wspomnienia z ludźmi ;)
Marto K - masz rację :)
Prześlij komentarz