16 sierpnia 2004 roku, w pochmurny poranek ludzie w Boscastle rozpoczęli kolejny, oraz jak wówczas sądzili, zwyczajny dzień. Pootwierali sklepiki, puby, muzeum czarów, choć nie spodziewali się w taką pogodę zbyt wielu turystów w maleńkiej, założonej w XVI wieku, rybackiej wiosce. Dzieciaki miały wakacje, więc pozostały w domach i spokojnie mogły pograć na komputerze lub bezkarnie pogapić się w telewizor. Dzień był smętny i ponury. Tym bardziej, że domy leżały w wąskiej, otoczonej stromymi skałami, dolinie, nad rzeką Valency oraz mniejszymi, Jordan i Paradise.
Około godziny dwunastej, w położonym 4 km dalej Lesnewth rozpadał się deszcz i z chwili na chwilę ciął coraz bardziej intensywnie. O piętnastej lało już 15 mm wody w przeciągu 15 minut. Burza uszkodziła i odcięła zasilanie elektryczne, coraz więcej ciemnych chmur gromadziło się nad domami. O piętnastej trzydzieści pięć, Valency wystąpiła z brzegów i z impetem ruszyła w stronę morza. Teraz wydarzenia toczyły się już lawinowo, na równi ze skłębioną, brunatną wodą.