Tak nakazywał napisany w 1486 roku „Malleus
Maleficarum”, czyli „Młot na czarownice”.
Było to opracowanie na temat magii,
czarownic, ich wykrywania, przesłuchiwania, sądzenia i wykonywania wyroków. Doprowadził
on do zamordowania tysięcy kobiet w całej Europie, głównie w XVI i XVII wieku.
Ostatnia czarownica w Anglii zginęła w
1684 roku w Exeter. A ostatni proces odbył się w 1944 roku. W Polsce ostatnią
czarownicę, Barbarę Zdunk, skazano i przed spaleniem uduszono w miejscowości
Reszel na Warmii, w 1811 roku.
W Malleficarum uczono, że plotka jest
wystarczającą podstawą do oskarżenia o czary, a próba obrony samej siebie jest
dowodem na opętanie przez diabła. Jednym z najbardziej przewrotnych sposobów
testowania czarownicy na jej konszachty z siłami nieczystymi było topienie.
Wrzucano delikwentkę do wody, jak utonęła, znaczyło, że jest niewinna. Gdy
utrzymała się na powierzchni, to ewidentnie była czarownicą, więc ją po
przesłuchaniu i procesie palono na stosie. Zresztą ku uciesze gawiedzi, która
bardzo nie lubiła wyroków uniewinniających. Oskarżenia były nieraz absurdalne. Jak
na przykład to z naszej rodzimej historii: dwie czarownice skazano za to, że "że
przyczynili narodowi wiele szkód w bydle i koniach oraz za pomocą czarów swoich
robili żywe koniki polne z koniczyny". Warto wspomnieć, że narzędzia
tortur miały swoje święte nazwy i skrapiane były święconą wodą przed użyciem. A
nierzadko dowodem na pakt z diabłem było po prostu posiadanie kota – stworzenia
o równie nieczystej duszy jak i u niewiasty.
Temat znęcania się wszelakiej maści
dewiantów nad kobietami, zwłaszcza tymi mądrzejszymi i urodziwszymi lub po
prostu tymi, którym ktoś czegoś pozazdrościł, jest niezmiernie szeroki. A ja
chciałabym zaprosić Was dzisiaj, halloweenowo, do zwiedzenia muzeum czarownic i
sztuki czarnoksięskiej, które znajduje się w Boscastle, w Kornwalii. Jego
twórcą jest równie ciekawa postać mocno wpisująca się w dzieje współczesnej sztuki
czarnoksięskiej. Cecil Williamson, którego fascynacja tym tematem rozpoczęła się
od przyjaźni, z uratowaną przez niego, kobietą oskarżoną o użycie czarów. Swoją
naukę kontynuował następnie w Rodezji, u tamtejszych szamanów. Po powrocie w
1933 roku do Londyny, stał się głównym ekspertem w tematach okultyzmu i magii.
A gdy wybuchła druga wojna światowa, został wcielony w szeregi tajnych agentów
i zajmował się zbieraniem informacji na temat parapsychologicznych fascynacji
nazistów. Mówi się, że to właśnie on stał za sprowokowaniem Rudolfa Hessa do
przylotu do Szkocji, gdzie został aresztowany i internowany. Cecil zrobił to oczywiście
za pomocą swojej wiedzy okultystycznej.
Muzeum założone przez Williamsona, wielokrotnie
zmieniało swoje miejsce, nikt bowiem nie chciał mieć w swoim pobliżu takiego nagromadzenia
przedmiotów służących czarnej magii. W końcu udało się na stałe umieścić zbiory
w malutkiej miejscowości na wybrzeżu Kornwalii. Są bogate i wciąż się
rozrastają. Natomiast współczesne wiedźmy, czarownice i czarnoksiężnicy mają
się dobrze, tworzą grupy i organizacje, choć nie afiszują się zbytnio. Jeśli
chcemy, możemy znaleźć, w Wielkiej Brytanii różnorodne kursy i treningi w tym
zakresie, włącznie z kursami korespondencyjnymi.
Przypuszczam, że równie wiele znalazło
by się kandydatów do zabawy po drugiej stronie barykady, czyli do uczestnictwa w
działalności świętej inkwizycji, ale też ludzi skorych do wskazywania
potencjalnych kandydatek na czarownice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz