Nie macie wrażenia, że zagościła u nas pora deszczowa? Upał
poprzecinany gwałtownymi burzami, ściany wody za oknem i za chwilę parujące w
jaskrawym słońcu chodniki. Deszczowo słoneczna szachownica doprowadziła do
kompletnego wychłodzenia. Mam wrażenie, że czuję już w powietrzu zapach
wczesnej jesieni.
Ta pora deszczowa to najlepsza pora na chwilę podróży po
kartkach książki.
Zachwyca mnie ostatnio „Język baklawy – wspomnienia” Diany
Abu-Jaber. Dla wielbicieli literatury z klimatem, lirycznej, ale tez niezwykle
zmysłowej. A zmysłem do którego głównie się odwołuje, jest smak. Bowiem
rodzinne wspomnienia poprzeplatane są opisami potraw gotowanych głównie przez
ojca autorki, pochodzącego z Jordanii, Ghassana (Buda). Wielbiciele kuchni Bliskiego Wschodu, znajdą tam wiele świetnych
przepisów. Sama zamierzam niektóre z nich
wypróbować.
"Moje dzieciństwo składało się z opowieści – wspomnień i
historii z życia ojca oraz mitów i legend, które podsuwała mi do czytania
matka. Opowieści te często były w jakimś sensie o jedzeniu, a w jedzeniu zawsze
chodzi o coś więcej: łaskę, tożsamość, wiarę, miłość" pisze we wstępie autorka.
Ale historia jej życia, to również próba odnalezienia swojej tożsamości, swojego miejsca w życiu, „Bud i ja oczywiście wciąż jesteśmy kumplami,
ale on nadal sobie wyobraża, że jego niezadowolenie to wina świata wokół. Też
tak uważam. Może odziedziczyłam po nim tę cechę. Moja matka, wieczna
Amerykanka, wie, że jesteśmy nieuchronnie odpowiedzialni za swoje życie i sami
decydujemy o własnej przyszłości. Nie ma w niej chronicznej potrzeby, żeby
nieustannie być w ruchu, zmieniać domy, kraje, zawody w poszukiwaniu ideału,
punktu, w którym wreszcie będzie można zacząć żyć. Nie, według mamy
rzeczywistość jest tu i teraz, zwyczajnie i po prostu. Ale w przypadku Buda
odpowiedź brzmi – gdzie indziej.” Gorąco polecam .
Chciałam sfotografować "Język baklawy", oczywiście mój kocurro wbił się na pierwszy plan. Że niby taki fotogeniczny. I z właściwą mu nonszalancją zaczął prezentować przed obiektywem ni to kocią jogę, ni to joginistyczne zabiegi higieniczne. Proszę, oto dość sędziwy kocur, prawie dziesięcioletni ludzkie około 70), a taki wygimnastykowany! Na fotce, chwila refleksyjno medytacyjna z nóżką w górze.Życzmy sobie w takim wieku podobnej sprawności :)
Co jeszcze jest można robić ciekawego w deszczowy dzień?
Tartę malinowo - jagodowa na kruchym spodzie i kremie z mascarpone. By później delektować się smakiem dojrzałego lata :)
Oraz w ramach poznawania innych światów (oraz wspominania miejsc odwiedzonych), polecam zobaczyć film japoński, związany z porą deszczową," Ima, Ai ni Yukimasu", angielski tytuł "Be with you". Jest to historia ojca, który samotnie, po śmierci żony, wychowuje sześcio letniego syna. Mia zanim umarła pozostawiła zrobioną przez siebie książeczkę. W niej zawarta była obietnica, że gdy przyjdzie za rok pora deszczowa, ona powróci i zostanie z nimi, aż do ostatnich deszczy. I gdy nastaje pora deszczowa, podczas spaceru, Takumi (tato) i Yuji (syn) odnajdują kobietę, która wygląda dokładnie jak Mia, ale nic nie pamięta i nie wie kim jest. Cudowny, bardzo wzruszający, niezwykły. Opowieść jaka mogła powstać tylko w Japonii.
Dziś zapraszam do czytania, oglądania i smakowania - poznawania świata i cieszenia się nim wszystkimi zmysłami :)
p.s. Czy ktoś wie co znaczą papierowe laleczki jakie przywiązuje na zewnątrz raz w tygodniu Yuji?? :) Bardzo mnie to intryguje.
3 komentarze:
Książka, tarta i stary kot (ale jakże sprawny) kot na kolanach to świetna recepta na deszcz.
Tojav, nawet trzy koty :)
o książce słyszałam, jak gdzieś uda mi się pożyczyć, na pewno przeczytam
a tarta wygląda zachwycająco:)
życie & podróże
gotowanie
Prześlij komentarz