W końcu dotarły na miejsce. Urszula spojrzała na zegarek. Minęła piąta.
- Cholera! - zaklęła cicho.
- Cholera! - zaklęła cicho.
Za oknem busa Kair budził się powoli do życia. Ulice zaczynały wypełniać się dźwiękiem klaksonów. Zaspani jeszcze ludzie ciągnęli poboczem wózki pełne wszelakich towarów, inni balansując na rowerach niczym baletnice, starali się utrzymać na głowach platformy pełne puchatego chleba ajsz. Domy, pożółkłe od pyłu znad Sahary, dźgały zasnute smogiem niebo, sterczącymi z dachów, stalowymi prętami. Miasto przeciągało się leniwie jak kot na pożegnanie przyjemnego snu.
Kobieta wyprostowała się, roztarła obolały kark.
- Ines, dojeżdżamy - starała się delikatnie obudzić córkę, która spała w najlepsze na jej kolanach. - Wkurzę się strasznie jak się spóźnimy. Wyobraź sobie, że co chwilę robili przystanki na herbatę i ploteczki -dodała, a półprzytomna dziewczynka przecierała oczy.
- Ines, dojeżdżamy - starała się delikatnie obudzić córkę, która spała w najlepsze na jej kolanach. - Wkurzę się strasznie jak się spóźnimy. Wyobraź sobie, że co chwilę robili przystanki na herbatę i ploteczki -dodała, a półprzytomna dziewczynka przecierała oczy.
Jak na złość samochód krążył bocznymi ulicami rozwożąc pasażerów.
- Przewóz z dostawą do domu - jej niepokój walczył z rozbawieniem.
- Przewóz z dostawą do domu - jej niepokój walczył z rozbawieniem.
Do tej pory, cały zaplanowany i zorganizowany przez nią wyjazd, mijał bez najmniejszego poślizgu.
- Za nami już cztery tygodnie - czuła satysfakcję. - Nie będzie ci szkoda, jak za czternaście dni będziemy musiały wrócić do domu? - zapytała dwunastolatki, która właśnie w tym momencie walczyła z opadającymi powiekami.
- Bardzo - głowa Ines opadła na jej ramię.
Czekało je dzisiaj ponad tysiąc kilometrów między oazą Baharija a Siwa, tymczasem czas nie zamierzał stanąć w miejscu.
- Zdążymy mamuś - ziewając stwierdziła córka.
-Ty masz szczęście, że twojej matce głowy nie urwało podczas hamowania. Nigdy więcej busów! - zaśmiała się
-Ty masz szczęście, że twojej matce głowy nie urwało podczas hamowania. Nigdy więcej busów! - zaśmiała się
Dzisiejsza noc dała się we znaki, a niewygodne siedzenia nie sprzyjały wielogodzinnym przejazdom. Kobiety stłoczone na ostatnim siedzeniu, spoglądały z zainteresowaniem jak Ula starała się ułożyć, sterczące na wszystkie strony, krótkie włosy.
Zatrzymali się pod wiaduktem. Okolica przypominała Downtown , ale przez porę dnia oraz brak ludzi, nie była tego pewna. Wszędzie leżały sterty śmieci. Rozglądała się zdezorientowana, natomiast kierowca i pasażerowie właśnie starali się uświadomić turystkom, że to docelowy przystanek. Oczywiście w języku arabskim.
- A dworzec? Autokar do Marsa Matruh?! - odwzajemniła się angielskim.
- Taxi, taxi - mężczyźni w galabijach machali rękami w bliżej nieokreślonym kierunku, uśmiechając się przy tym beztrosko.
- No to fajnie - westchnęła.
Wygramoliły się na zewnątrz. Na szczęście nie musiała się szarpać z plecakami, bo wytargano je z busa za nimi. To była jej jedyna porażka. Dwadzieścia kilo w jednym i nieomalże tyle samo w drugim.
- Ines, jak zobaczysz, że na następny raz będę brała wszystko to co, jej dobrzy ludzie na necie poradzą, to oblej mnie zimną wodą. Nie! LODOWATĄ.
Chwyciła większy plecak, który stał już na brudnym asfalcie. Zamierzała ruszyć na poszukiwanie transportu. Czas powoli się kurczył.
- No, no! - mężczyźni zatrzymali ją i wskazali na podjeżdżającą taksówkę. Wyglądała jak wyprodukowana co najmniej w czasach faraonów. Ula szturchnęła porozumiewawczo dziecko. Kierowca wyskoczył żwawo i już miał chwycił bagaże, ale Uli coś się nagle przypomniało.
- Ile do dworca Tourgoman? - zapytała ze spokojem godnym uśpionego wulkanu, tuż przed przebudzeniem. Publiczność, w postaci męskiej części pasażerów busa, zdążyła już ustawić się wokół. Ich galabije były w stanie podobnym do jej długiej, prostej koszuli. Ale wygląd był ostatnią rzeczą, którą przejmowała by się właśnie w tym momencie. Na targowanie też nie miała zbytniej ochoty.
- 60 lirów - Ta odpowiedź całkowicie ją zaskoczyła.
Popatrzyła na kierowcę jak na wariata. Zorientowała się, że grupa obserwuje z ciekawością i rozbawieniem, rozwijającą się sytuację. To o to wam chodzi! Pozbyła się resztek niedospania, myślicie, że dam się naciągnąć, pomyślała.
- Chodź Ines, idziemy szukać taksówki - dodała już na głos.
Właściciel mumii na czterech kółkach zaczął oponować.
- 50 lirów, 50 lirów!
Uśmiechy kibicujących stały się nieco szersze, a wzrok skierował się ponownie na kobietę. Gra się rozpoczęła. Byle szybko ją zakończyć - pomyślała.
- 10 lirów! - rzuciła wyzwanie.
Jej przeciwnik wzniósł ręce do góry i rozpoczął rozpaczliwą litanię z drobnymi wstawkami chóru męskiego. Zabawa byłaby przednia, gdyby nie problem, że autokary raczej nie czekały na swoich pasażerów.
- 30 lirów! - padła odpowiedź.
W teatralny sposób odwróciła się w stronę ulicy.
- 20 lirów!
Imponujące uśmiechy mężczyzn, były odwrotnie proporcjonalne do padającej sumy. Ostatecznie kiwanie głowami upewniło ją, że cena była na dobrym poziomie.
- Jedziemy - zgodziła się.
Kierowca zapakował plecaki na dach taksówki.
- Dobra jesteś mamo. - z uznaniem dodała Ines.
- Kto by pomyślał, że jeszcze miesiąc temu zapłaciłabym tyle, ile by mi zaproponowano. Pytanie czy zdążymy na nasz autobus - objęła córkę. - I czy nie zgubimy po drodze bagażu. Widziałaś? Nawet ich nie przypiął!
- A dworzec? Autokar do Marsa Matruh?! - odwzajemniła się angielskim.
- Taxi, taxi - mężczyźni w galabijach machali rękami w bliżej nieokreślonym kierunku, uśmiechając się przy tym beztrosko.
- No to fajnie - westchnęła.
Wygramoliły się na zewnątrz. Na szczęście nie musiała się szarpać z plecakami, bo wytargano je z busa za nimi. To była jej jedyna porażka. Dwadzieścia kilo w jednym i nieomalże tyle samo w drugim.
- Ines, jak zobaczysz, że na następny raz będę brała wszystko to co, jej dobrzy ludzie na necie poradzą, to oblej mnie zimną wodą. Nie! LODOWATĄ.
Chwyciła większy plecak, który stał już na brudnym asfalcie. Zamierzała ruszyć na poszukiwanie transportu. Czas powoli się kurczył.
- No, no! - mężczyźni zatrzymali ją i wskazali na podjeżdżającą taksówkę. Wyglądała jak wyprodukowana co najmniej w czasach faraonów. Ula szturchnęła porozumiewawczo dziecko. Kierowca wyskoczył żwawo i już miał chwycił bagaże, ale Uli coś się nagle przypomniało.
- Ile do dworca Tourgoman? - zapytała ze spokojem godnym uśpionego wulkanu, tuż przed przebudzeniem. Publiczność, w postaci męskiej części pasażerów busa, zdążyła już ustawić się wokół. Ich galabije były w stanie podobnym do jej długiej, prostej koszuli. Ale wygląd był ostatnią rzeczą, którą przejmowała by się właśnie w tym momencie. Na targowanie też nie miała zbytniej ochoty.
- 60 lirów - Ta odpowiedź całkowicie ją zaskoczyła.
Popatrzyła na kierowcę jak na wariata. Zorientowała się, że grupa obserwuje z ciekawością i rozbawieniem, rozwijającą się sytuację. To o to wam chodzi! Pozbyła się resztek niedospania, myślicie, że dam się naciągnąć, pomyślała.
- Chodź Ines, idziemy szukać taksówki - dodała już na głos.
Właściciel mumii na czterech kółkach zaczął oponować.
- 50 lirów, 50 lirów!
Uśmiechy kibicujących stały się nieco szersze, a wzrok skierował się ponownie na kobietę. Gra się rozpoczęła. Byle szybko ją zakończyć - pomyślała.
- 10 lirów! - rzuciła wyzwanie.
Jej przeciwnik wzniósł ręce do góry i rozpoczął rozpaczliwą litanię z drobnymi wstawkami chóru męskiego. Zabawa byłaby przednia, gdyby nie problem, że autokary raczej nie czekały na swoich pasażerów.
- 30 lirów! - padła odpowiedź.
W teatralny sposób odwróciła się w stronę ulicy.
- 20 lirów!
Imponujące uśmiechy mężczyzn, były odwrotnie proporcjonalne do padającej sumy. Ostatecznie kiwanie głowami upewniło ją, że cena była na dobrym poziomie.
- Jedziemy - zgodziła się.
Kierowca zapakował plecaki na dach taksówki.
- Dobra jesteś mamo. - z uznaniem dodała Ines.
- Kto by pomyślał, że jeszcze miesiąc temu zapłaciłabym tyle, ile by mi zaproponowano. Pytanie czy zdążymy na nasz autobus - objęła córkę. - I czy nie zgubimy po drodze bagażu. Widziałaś? Nawet ich nie przypiął!
7 komentarzy:
chwilowo nie mam czasu na czytanie, bo jestem w biegu, ale na pewno wrócę,bo zdjęcia całkowicie podbiły moje serce:)
pozdrawiam!
Urszulo, zdjęcia jak zwykle obezwładniające, no i tekst świetnie napisany/ Najbardziej spodobała mi się "mumia na 4 kółkach" :D. To co? Będziesz pisać książkę? Chętnie kupię!:)
no teraz czekam już tylko na książkę:) gratuluję:) aaa... i jeszcze jedno - zdjęcia cudne:)
Imponujace !
Piszesz bardzo ciekawie , wiec dlaczego nie ksiazka ?
Sciskam i czakam na dalszy ciag-Ag
Ja juz takze nauczylam sie targowac i musze powiedziec, ze bardzo to lubie. U stalych sprzedawcow mam rabat i to nie maly. W stolicy jestem takze znana przez wielu z imienia i dobrze wiedza czego chce i za jak cene!
Swietnie sie bawimy , jak ja to nazywanam "na slowa"
Serdecznosci
Judith
Świetne takie prawdziwe zdjęcia, taki Egipt też wspominam
Wspaniałe zdjęcia. Ja dzisiaj właśnie usiłuje napisać coś o pobycie w Kairze, ale przeziębienie odbiera mi ochotę na cokolwiek :)
Pozdrawiam
Ewa
http://blog.calimera.pl/
Prześlij komentarz