Wnętrze. To cisza zmącona jedynie szelestem wody płynącej ze stojącej po środku fontanny, przerywana gdzie nie gdzie rozmową prowadzoną szeptem, stłumionym przez dywany tupotem biegnącego dziecka. To skupienie nad zdobnymi wersetami koranu, zapamiętanie w modlitwie u stóp mihrabu kierującego myśli ku Mekce. To wirujące drobinki pyłu w smugach jaskrawego słońca wpadającego przez okna i przeszkloną kopułę, która wznosi się ponad fontanną. To kobiety w skromnie udrapowanych chustach, mężczyźni z uwagą obmywający dłonie i stopy. Starszy człowiek delikatnie przewracający pożółkłą stronicę i młody chłopak, który zdrzemnął się w cieniu filaru. To nawet wyschnięta ważka, która we wnętrzu świątyni zagubiła drogę i tu dokonała żywota. Południe senne i rozleniwione. Chwila wytchnienia od pośpiechu tego co na zewnątrz i tego co profanum. Chwila na odnalezienie sacrum w gorączce dnia. A wszystko objęte ramami białych ścian, zdobnych jedynie słowami Allaha, które ktoś z oddaniem wykaligrafował czarną farbą.
To właśnie Wielki Meczet - Ulu Cami w Bursie. To ten, który tak bardzo chciałam zobaczyć podczas naszej wędrówki, ze względu na jego niebanalność, dekorację, duszę.
Do tego meczetu jeszcze wrócimy. Trudno się z nim bowiem rozstać. Tymczasem jako tło do dzisiejszych fotografii jedno z piękniejszych wykonań Azaan
3 komentarze:
What wonderful, wonderful images. This must be one of your best posts.
Pięknie na zdjęciach oddałaś ten dostojny nastrój w świątyni o którym tyle napisałaś. Muzyka również rewelacyjna. Miejsce mistyczne. Świetne zdjęcia modlących .Dziękuję za pokazanie.
Pozdrawiam.
Thank you so much Adrian :)
Wkraj'u bardzo dziękuję i obiecuję starać się dalej :)
Prześlij komentarz